2013-04-18

językowo

Mąż wzdycha:
Ożeniłem się z laowajką i nic się w moim życiu na lepsze nie zmieniło poza moim własnym poziomem mandaryńskiego. Popatrz: już wiem, że się nie mówi liulai, tylko niunai 牛奶 (dialekt kunmiński nie rozróżnia n od l), że nie mamafufu, tylko mamahuhu 马马虎虎 (nie odróżnia również fu i hu), że nie idę chunqian tylko cunqian 存钱 (podobnie do dialektu syczuańskiego, dialekt kunmiński miewa problemy z rozróżnianiem cz i c, sz i s itd., z tym, że tu często się zdarza odwrotność seplenienia, czyli wtykanie cz i sz tam, gdzie powinno być c i s)... Jakoś mi ten mandaryński łatwiej z ust wychodzi niż dawniej...
Ja wzdycham:
Nie dość, że mąż nie uważa uprasowanych koszul, kilkudaniowych obiadów, domowych nalewek i ciast, pozmywanych naczyń i przytulnego domu za poprawę, to jeszcze go muszę uczyć mandaryńskiego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.