2011-07-30

他不爱我 On mnie nie kocha

Jedna z niewielu chińskich piosenek, której nauczyłam się w całości na pamięć po kilkukrotnym wysłuchaniu... A wtedy jeszcze trafiła w czas, kiedy dość dokładnie wyrażała moje uczucia ;) Piosenka wspaniałej Karen Mok.


他不爱我
On mnie nie kocha
牵手的时候太冷清
ozięble trzyma za rękę
拥抱的时候不够靠近
obejmuje nie dość blisko
哦他不爱我
och, on mnie nie kocha
说话的时候不认真
niczego nie mówi na poważnie
沉默的时候又太用心
za to pilnie milczy
我知道他不爱我
wiem, że mnie nie kocha
他的眼神说出他的心
zdradziły to jego oczy
我看透了他的心
przejrzałam na wylot jego serce
还有别人逗留的背影
w którym jeszcze pełno śladów po innej
他的回忆清除得不够干净
ma niewystarczająco dokładnie wyczyszczoną pamięć
我看到了他的心
dojrzałam w jego sercu
演的全是他和她的电影
film o nim i o niej
他不爱我
on mnie nie kocha
尽管如此
a mimo to
他还是赢走了我的心
zdołał zdobyć moje serce...

任賢齊+光良+阿牛~浪花一朵朵

Ta piosenka jest tak glupia, ze az boli :D Ale mnie zupelnie rozbroila tym, jak ci trzej aniolowie tajwanskiej piosenki: 光良,阿牛 i 任賢齊 jakaja sie w refrenie, gdy im sie sredniowka nie zgadza :D Poza tym piosenka jest pogodna i na lato :D 啦啦啦~~啦啦啦~~啦啦啦~~ la la la... 我要你陪着我看着那海龟水中游 chce, zebys mi towarzyszyla, gdy patrze na plywajace w morzu zolwie 慢慢的爬在沙滩上数着浪花一朵朵 i gdy powoli spaceruje po plazy, liczac pojawiajace sie fale 你不要害怕你不会寂寞 nie boj sie, nie bedziesz samotna 我会一直陪在你的左右让你乐悠悠 bede caly czas kolo Ciebie, by czynic Cie radosna 日子一天一天过我们会慢慢长大 mija dzien za dniem, powoli dorastamy 我不管你懂不懂我在唱什么 nie dbam o to, czy rozumiesz, o czym spiewam 我知道有一天你一定会爱上我 wiem, ze nadejdzie dzien, w ktorym mnie pokochasz 因为我觉得我真的很不错 bo sadze, ze jestem naprawde niezly :) 时光匆匆匆匆流走 czas mija w po- po- po- pospiechu 也也也不会回头美女变成老太婆 i i i nie zawraca z drogi; slicznotka zmienia sie w stara dobra malzonke 哎呀那那那个时候 ojej, w ten ten ten czas 我我我我也也已经是个糟老头 ja ja ja ja tez tez bede juz sfatygowanym staruszkiem 啦啦啦~~啦啦啦~~啦啦啦~~ la la la la 我们一起手牵手 trzymamy sie za rece 啦啦啦~~啦啦啦~~啦啦啦~~ la la la la 数着浪花一朵朵 liczac pojawiajace sie fale

2011-07-29

江城鎮 Miasto Rzeczne

Położone nad Jeziorem Pieszczenia Nieśmiertelnych, o którym już kiedyś pisałam, Miasto Rzeczne jest jednak zupełnie inne niż miejsce, w którym byłam poprzednio (Usta Morza 海口镇). Usta Morza są jeszcze niezorganizowane, nieuprzemysłowione, dzikie i bez ludzi. Miasto Rzeczne to tutejsze Międzyzdroje czy inne Chałupy - hotele, karaoke, ceny trzykrotnie wyższe niż w Ustach Morza.
Oczywiście, przede wszystkim rzuciłam się na tutejsze "owoce morza" - smażone kraby, placuszki rybne, szaszłyczki rybne, och, przepyszne!
Ale główny powód pobytu nad jeziorem to oczywiście pływanie! Jezioro jest głębokie, woda krystalicznie czysta, zdarzają się wielkie fale, nie wolno po nim pływać motorówkami, jest cudownie! Pływałam ze dwie godziny bez przerwy, a potem się suszyłam na naszym rowerze wodnym, podczas gdy Stary Wu, który mnie na tę wycieczkę zaprosił, popisywał się kondycją.
Szofer pływać nie umie, więc zajął się ekhmmm... konstruktywnym zajęciem:
Gdyby ktoś nie poznał: to jest imitacja Ptasiego Gniazda w Pekinie :D
Jako, że frutti di Jezioro Pieszczenia Nieśmiertelnych nam nie wystarczyły, wybraliśmy się do pobliskiego Jiang Chuan 江川 czyli Rzeki-Do-Kwadratu (znajdźcie mi śmiałka, który wyliczy wszystkie słowa, które po chińsku znaczą "rzeka!), słynącego ze swoich Trzech Potraw 江川三道菜, podawanych zawsze w komplecie. Te trzy potrawy skomponowane są z mięsa trzech stworzeń: kurczaka, kozy i ryby, przy czym smak każdej potrawy jest kompletnie odmienny, bogaty w lokalne przyprawy i sposoby wykonania. Ryba jest ugotowana w kwaśno-pikantnej zupie czerwonej od chilli. Koza jest przyprawiona delikatnie, za to podana z pikantnym dipem typu syczuańskiego (mala 麻辣, czyli dwa typy pikantności: chilli plus pieprz syczuański), zazwyczaj z dodatkami. Kurczak natomiast jest duszony w ceramicznym garnku z dodatkiem m.in. pochrzynu chińskiego 山药 - daje to łącznie słodko-gorzko-orzeźwiający smak. Wszystkie trzy mięsa są przepyszne, delikatne; nie dziwota, że w całym Yunnanie powyrastały jak grzyby po deszczu podróbki tej pierwszej, oryginalnej knajpy, w której mnie nakarmiono.
Było miło, słonecznie, pływająco i pysznie. Doskonały weekend :)

2011-07-25

O sole mio w moim ulubionym jezyku

zarcie

tesknilam za gotowaniem. Bardzo, bardzo. Teraz wzbogacilam sie o jednoplytowa kuchenke elektryczna, z ktorej moge uzywac jedynie dwoch najnizszych temperatur, bo inaczej mi wylaczaja prad w akademiku, wiec mozliwosci mam dosyc ograniczone - zadnego smazenia w chinskim stylu, na przyklad. W ogole, musze sie kamuflowac, bo gotowanie w akademiku jest surowo zabronione - co nie zmienia faktu, ze wszyscy gotuja :P Nie mam lodowki, wiec kupuje zarcie w ilosciach niezepsuwalnych - trzy pomidory, dwie papryki, 10 deko mielonego itp. Jest zabawa.
Dzis na przyklad z tesknoty za kotletami mielonymi, o ktorych istnieniu mi przypomniala kayka, skorzystalam ze zmodyfikowanej wersji tego przepisu. Modyfikacja polegala na dodaniu podsmazonej cebuli, czosnku i imbiru oraz zastapieniu papryki sproszkowanej swieza papryczka chilli. Alez dalo kopa! Poza tym przygotowalam porcje jednoosobowa, a garsci miesa, a nie z 40 deko ;)
Miesa mielonego mam jeszcze troche, wiec dzis na kolacje bedzie faszerowana cukinia. Nie wiem, jak Wy, ale ja moge faszerowac wszystko i do farszu dodawac cokolwiek, a i tak zawsze mi smakuje :D Dzis na przyklad planuje farsz miesno-paprykowo-ryzowo-cukiniowo-kozioserowy. Moj ukochany kozi ser smakuje cudownie we WSZYSTKIM. Przyprawiam pieprzem, sola, pieprzem syczuanskim, imbirem, czosnkiem, chilli - co mam pod reka. Jajko dodane dla konsystencji przyprawiam olejem sezamowym, od ktorego mi w pokoju wszystko pachnie. Nie mam piekarnika, wiec cukinia bedzie obsmazona i niecnie uduszona. Nie mam pojecia, jak dlugo to potrwa, bo przeciez nie wiem w ogole, jak przelozyc dzialanie tej chinskiej kuchenki na jakiekolwiek normy europejskie :D
PS. Zdjec nie udaje sie wrzucic, cholerna cenzura...

2011-07-22

Si-wei-te 丝味特

Widzac sklep z napojami chlodzacymi i chinska wersja lodow (snieg z owocami) nie nalezy sie dziwic zadnej nazwie. W Kunmingu na przyklad najpopularniejsze sieciowki tego typu to Mis Polarny czyli 波啦 (tak naprawde niedzwiedz polarny wabi sie po chinsku 北極熊, ale kto by sie drobiazgami przejmowal, skoro mozna napisac Bo-la i wszyscy wiedza, o co chodzi...) i Siedem Szklanic Herbaty 七杯茶, ktore w jakims niemozliwym do zidentyfikowania jezyku nazywaja sie tez "7adefh thuko". Mnie jednak zafascynowala mala napojarnia o uroczej nazwie podanej w tytule:

Mimo kilkuletniej wprawy, dopiero po chwili zajarzylam, ze jest to transkrypcja fonetyczna angielskiego SWEET...
PS. Nie nalezy mylic z 丝维特, ktore wymawia sie tak samo, ale jest fonetyczna transkrypcja swetra...

2011-07-21

Jak zdobyc przyjaciol?

Cos, co duzo mowi o sposobie myslenia Chinczykow: ksiazka "How to Win Friends and Influence People" (jak zdobyc przyjaciol i wplywac na ludzi) zostala przetlumaczona jako

Slabosci ludzkiej natury.
No tak. Przeciez ksiazka o zdobywaniu przyjaciol w Chinach nie ma najmniejszego sensu, nikt by tego nie kupil......

2011-07-20

乳餅 Rubing - yunnański ser kozi


Rubing czyli ciastko z mleka, a inaczej ser, podobny do naszego bundza, to tradycyjny yunnański wyrób, który większości Yunnańczyków (poza niektórymi dziwnymi Hanami) bardzo smakuje, a dla przebywających tu Europejczyków jest ostatnią deską ratunku, powstrzymującą nas przed rzuceniem się z Zachodnich Gór z powodu tęsknoty za serem. Zwykłe, europejskie sery są tu bowiem dostępne w bardzo niewielkich ilościach i mocno nieprzystępnych cenach tylko w niektórych Carrefourach i w Metro.
Stworzony przez dalijską mniejszość Bai 白族, jest rubing (przez Bajów nazywany yond bap) jednym z podstawowych składników ich wyżywienia, ba, dodawany jest nawet do tradycyjnej bajskiej herbaty! Zrobiony z koziego mleka (choć tak jak u nas, zdarzają się krowie podróbki), koloru białego, ser należący raczej do twardych, niesolony - właściwie z zewnątrz przypomina niektóre rodzaje tofu i przez nie-Yunnanczyków jest z tofu mylony nagminnie. Sposobów przyrządzenia są miliony, a ja chętnie się będę nimi dzielić. Akurat kilka dni temu zanabyłam pół kilo sera za astronomiczną kwotę 15 złotych polskich i się odtąd bawię w kucharza. Najpierw jednak kilka słów na temat historii tego przysmaku.
Historycy gubią się w domysłach i na razie się w nich nie bardzo odnajdują, ale mogło być tak: dawno, dawno temu, gdy banda Mongołów najechała Dali, zostawiła w spadku sporo dzieci o innym wyglądzie, przemiłe krępe koniki i, jako naród dawnych pasterzy, którym głupi wodzowie kazali najeżdżać niewinne miasteczka i łupić, co się dało, pozostawili swoje sposoby wykorzystania i przetwarzania mleka. Podobna legenda dotyczy ewentualnego przekazania tajemnicy przetwórstwa mlecznego dalijczykom przez Tybetańczyków, którzy też hodują bydło i również Dali najeżdżali.
Tradycyjnie ser produkowano, dodając do świeżego mleka rodzaj kwaśnych śliwek. Obecnie pewnie stosuje się zakwaszanie podobne naszemu, stosowanemu w przemysłowej produkcji.
Metod przyrządzania jest wiele, można go jeść na słodko bądź słono, surowo czy też po upieczeniu/usmażeniu/ugotowaniu. Najbardziej popularna metoda to smażenie.

Składniki:
*ser kozi (w Polsce można go doskonale zastąpić jakimkolwiek twardym serem surowym i niesłonym... szukajcie. Może Wam się uda znaleźć :)),
*sól,
*pieprz syczuański (albo i nasz),
*smalec (albo jakikolwiek smaczny tłuszcz do smażenia)
Wykonanie:
1. Kroimy ser na plastry grubości pół centymetra, jeśli są za duże, kroimy na mniejsze - staramy się kroić równo, a nie tak, jak autorka bloga ^.^
2. Rozgrzewamy patelnię, dodajemy tłuszczu, który równomiernie rozprowadzamy i rozgrzewamy, wsadzamy ser, obsmażamy z obu stron na niewielkim ogniu. Staramy się usmażyć równomiernie, żeby kolor był ładny - a nie taki, jak u autorki ;)
3. Kiedy czekamy, aż usmażony ser przestygnie, mieszamy sól z pieprzem w proporcjach, jakie nam się wysypią ;) Pieprz ma być w postaci sypkiej, Kayka, nie całe kuleczki :P Sól z pieprzem służy do maczania sera w.
5. A autorka na przykład miała kaprys godny ciężarnej i spożyła tę słoną potrawę z dżemem porzeczkowym (borówek nie miałam) - prawie jak nasz oscypek z rusztu :D

2011-07-19

kuchnia con-fusion con-fusion cuisine ;)


czyli kanapki zderzenia kulturowego: wietnamskie bulki dziabane, japonski majonez, polskie salami, yunnanski ser kozi, niemieckie korniszony...
cross-cultural sandwiches: Vietnamese bread, Japanese mayonnaise, Polish salami, Yunnanese goat cheese, German pickled Gherkins :D
跨文化交際的三明治:越南麵包,日本蛋黃醬,波蘭莎樂美腸,雲南乳餅,德國酸黃瓜......

2011-07-18

Smocza Brama 龍門



Smocza Brama, położona w północnej części Zachodnich Gór 西山 koło Kunmingu, to zarazem „najdalszy brzeg” tego pięknego parku krajobrazowego. Położona na wysokości 2300 m.n.p.m, wyrasta ponad 400 metrów ponad poziom Jeziora Dian 滇池, nieco przybrudzonego, acz miłego oku. Ukochana przez turystów z powodu dzikiego piękna i trudnego dojścia, sugerującego włożenie obuwia innego niż lakierki/szpilki – co w chińskich górach wcale nie jest tak oczywiste, jak nam, białasom, się wydaje, stała się atrakcją numer jeden Zachodnich Gór. Poeta Deng Tuo (znany z tego, że był szefem Ren Min Ri Bao jako sekretarz partii, i z tego, że gdy się rozpoczęła Rewolucja Kulturalna, popełnił samobójstwo), gdy zobaczył ten cudny widok, stworzył nawet wiersz Wspinając się na kunmińską Smoczą Bramę, w którym pięknie odmalował widok:
Arogancko wzniesione na tysiące metrów klify Smoczej Bramy
Pozwalają podróżnikowi podglądać chmury.
Żagle szybujące po bezkresnych wodach Jeziora Dian
Nie tylko sam krajobraz zostawiają w sercu gości.
Cała historia zaczęła się pod koniec osiemnastego wieku, gdy ubogi mnich taoistyczny, Wu Laiqing 吳來清, przywędrował do Kunmingu i zaczął sam, w trudzie i znoju, wykuwać schody i groty, by w końcu stworzyć 慈雲洞 Grotę Opiekuńczych Chmur, dziś wielką atrakcję wyposażoną w mały ołtarz, przy którym nie zapalić trociczki to prawie grzech śmiertelny.

Po śmierci Wu dalszym cywilizowaniem skały zajął się Yang Rulan 楊汝蘭, a potem jego syn. Wykańczanie Smoczej Bramy trwało łącznie 75 lat, a choć wielu późniejszych kamieniarzy i artystów zajęło się innymi częściami Zachodnich Gór, to właśnie Brama jest najpiękniejsza – no i jest najsłynniejszym miejscem taoistycznych pielgrzymek w Yunnanie.
Z twórcą Smoczej Bramy, Wu Laiqingiem, wiąże się bardzo romantyczna historia.
Młody kamieniarz Wu, pochodzący z małej wioski rybackiej położonej u stóp Zachodnich Gór, na brzegu Jeziora Dian, zakochał się był w dziewczynie z wioski. Piękna jak kwiat brzoskwini, została porwana przez lokalnego kacyka na konkubinę, co tak zasmuciło naszego Wu, że poszedł w góry i został taoistycznym mnichem, próbującym nie tylko w ten sposób odzyskać spokój ducha i równowagę, ale również chcącym odkryć, czy faktycznie, jak mówi legenda, w Górach Zachodnich można odkryć siedzibę Nieśmiertelnych. Szukając tej siedziby odkrył, że tak naprawdę miejsce wolne od złości i żalu jest w każdym z nas – trzeba je tylko w sobie umieć odkryć. On to miejsce odkrył drążąc skałę. Na cześć odkrycia postanowił ujarzmić górę i pozostawić na niej ziemski przyczółek siedziby Nieśmiertelnych.
Ujęci jego postawą rybacy z okolicznych wiosek przysyłali mu jedzenie i... leniwą młodzież – żeby im pokazał, co znaczy ciężka praca.
Gdy udało mu się stworzyć Grotę Opiekuńczych Chmur, postanowił ją obkaligrafować. Zły los sprawił, że przy pierwszym słowie z trzaskiem pękł mu pędzel. No tak, pomyślał Wu, widać po tylu latach samodoskonalenia nie jestem jeszcze wystarczająco spokojny i w zgodzie ze światem – niebiosa mnie nie lubiły od początku, najpierw odbierając ukochaną kobietę, a teraz nie pozwalając dokończyć dzieła mojego życia. Takiej dawki niepowodzeń życiowych nasz mnich zdzierżyć nie mógł i dość ostentacyjnie popełnił samobójstwo, rzucając się z wyrzeźbionej przez siebie skały.

Wygląda na to, że kiepsko mu szło znajdowanie "spokojnego miejsca" wewnątrz siebie...

2011-07-17

mieszaniec 混血

跟一個臺灣弟弟的對話.他們剛生孩子啦.
他: 你在幹嗎? 有沒有想我?
我: 哈哈哈, 想得不得了.但更想看你的小寶寶.
他: 你來台灣阿! 給你玩, 都沒問題!
我: 只要有錢我就一定去. 但如果我弄壞了怎麼辦?
他: 沒關係, 我再生一個. (想了想)還是你幫我生一個. 我要混血的......
Rozmowa z tajwanskim mlodszym braciszkiem, ktoremu sie wlasnie dzieciatko urodzilo.
On: Coz porabiasz? Tesknisz za mna?
Ja: Haha, okropnie tesknie, ale jeszcze bardziej tesknie za widokiem Twojego dzieciaczka.
On: To przyjedz na Tajwan! Pozwole Ci sie nim pobawic, bez problemu!
Ja: Jak tylko bede miala kase, na pewno przyjade. Ale co bedzie, jesli dziecko zepsuje?
On: Nie ma sprawy, zrobie sobie nastepne. (po zastanowieniu) Albo Ty mi urodzisz, chcialbym miec mieszanca...

urodziny 生日


Ta urocza blondynka w samym centrum to moja pierwsza uczennica (niewazne, ze to tylko kilka godzin zastepstw!...), ktorej udalo sie zdobyc 6 poziom HSK. Jest to rowniez moja pierwsza uczennica, ktora pobila mnie pod wzgledem ilosci azjatyckich przyjaciol po rocznym pobycie w Chinach ^.^ Jest rowniez wyjatkowa pod innymi wzgledami, ale publicznie bede dumna tylko z tych dwoch. No i jeszcze z tego, ze znow dostala stypendium i wroci tu do mnie na jesieni :D

荷花 ^.^





Moje ukochane ozdoby mojego ukochanego Szmaragdowozielonego Jeziora kwitna juz sobie w najlepsze :) A ptasze, ktore spija krople wody osiadle po deszczu na rozlozystych lisciach, zahipnotyzowalo mnie dnia owego...

2011-07-14

komplement

po ktorym poszlam sie przebrac.
Czas: dzisiaj, kolo poludnia.
Miejsce: duza brama wejsciowa do mojego kampusu.
Osoby dramatu: pani sprzedajaca przepyszne zmazone kuleczki ziemniaczane, pani sprzedajaca pieczona kukurydze i moje male moi.
Akcja.
Pani od ziemniakow: och, alez Ty dzisiaj slicznie wygladasz (mialam na sobie turkusowe pepegi, grafitowe dzinsy odziedziczone po bylym chlopaku mojej wspollokatorki, zolta bluzke i czarny sweter)! No tak dziewczeco i kobieco!!!
Ja: rumienie sie i skromnie spuszczam oczeta, buzia w ciup i wyszeptane niesmiele 謝謝 (dziekuje).
Pani od kukurydzy: No, wreszcie jakis obcokrajowiec, ktory sie zna na naszej chinskiej modzie!

Tych, ktorzy nie rozumieja, odsylam do jakichkolwiek zdjec mlodych Chinek, ubranych, jakby sie na nie wyrzygala papuga.

2011-07-12

kapusta w paprykowej mazi

Skladniki podstawowe:
*kapusta,
*maz paprykowa.
Maz paprykowa w Chinach jest do dostania w wiekszosci spozywczakow, ale w Polsce jest cokolwiek malo spotykana, wiec ninejszym mowie, jak wykonac :)
Maz paprykowa:
*czerwone badz zielone papryczki chilli (badz inne, rownie ostre)
*sol
Prawda, ze niewiele trzeba? :D Na kazdy kilogram papryki trzeba odmierzyc mniej wiecej 100 gramow soli. Oczywiscie, ilosc soli zalezy tylko i wylacznie od osobistych upodoban.
1)dokladnie umyc i wysuszyc. NIE WOLNO zostawic wody, bo wtedy zamiast mazi paprykowej zrobi nam sie papryka marynowana - tez dobre, ale to jednak nie to samo ;)
2)pestki mozna wyrzucic albo zostawic, w zaleznosci od upodoban smakowych; pestki dodaja goryczki
3)kroimy papryczki najdrobniej, jak potrafimy, dodajemy soli, dokladnie mieszamy. Pamietamy, zeby kroic papryczki albo w rekawiczkach, albo po uprzednim posmarowaniu dloni olejem - chilli potrafi uniesprawnic rece na calkiem dlugi czas.
4)mozna dodac odrobine wodki/octu. Mozna dodac kapke oleju sezamowego a nawet sosu sojowego - w zaleznosci od regionu Chin roznie sie te papryke przyprawia.
5)zamykamy szczelnie, trzymamy w ciemnym, suchym miejscu - nie w lodowce, lodowka calkiem zmienia smak. W zasadzie zaraz po zrobieniu nadaje sie do spozycia, ale wtedy jest tylko slono ostre, a nie pachnace Chinami... Najsmaczniejsza jest po miesiacu, okres przydatnosci do spozycia to prawie rok, a po roku mozna zapakowac do lodowki na nastepnych pare miesiecy.

No dobrze. Skoro juz wiemy, jak zrobic maz paprykowa, wrocmy do naszej kapusty. Poza skladnikami podstawowymi potrzebujemy przypraw:
*posiekany szczypiorek/zielona cebulka
*rozciapane imbir i czosnek,
*sos ostrygowy (pol lyzeczki najwyzej),
*pieprz,
*odrobina oliwy, takiej co to do salatek sie nadaje.
I.kapuste myjemy, tniemy na takie kawalki, ktore wygodnie podnosic paleczkami. Wkladamy do wrzatku na czas tak dlugi, zeby nie byla kompletnie surowa :P
II.rozgrzewamy wok, wlewamy olej. Gdy jest juz goracy, dodajemy maz paprykowa, sol i reszte przypraw i na malym ogniu doprowadzamy do tego, ze skladniki zamienia sie w sos.
III.liscie kapusty ukladamy w garnku do gotowania na parze i nakrywamy naszym sosem tak, zeby sie nie rozlal. Gotujemy na parze okolo 8 minut - ma byc al dente - i podajemy, udekorowana zielona cebulka.

bursztyn 琥珀

Dostalam te prace. W Dehongu, znaczy sie. Joe byl pod wrazeniem mojego CV, mojego angielskiego, mojego poczucia humoru... Znaczy, brakuje im obcokrajowcow w tej dziurze i zrobilby wszystko, zeby mnie zatrudnic. A ja bym tam pojechala, bo warunki nienajgorsze, gdyby nie to, ze jestem juz po slowie z panem Suzuki.
Pan Suzuki to kolega mojej chinskiej, zameznej z Polakiem, siostry. Siostra ta zadzwonila do mnie wczoraj bladym switem, kazala mi sie pozbierac i przyjechac najwczesniej, jak moge. Z szoku, wywolanego bladoswitowym telefonem, pojechalam bez sprzeciwow.
Obiad. Zwiedzanie targow kamieni szlachetnych, odbywajacych sie wlasnie w Kunmingu.
"Sprowadzam bursztyn z Polski. Wiesz, moja dziewczyna jest Polka, a jej tato robi w tym biznesie od lat. Powiedzial, ze pomoze mi to rozkrecic w Chinach - zrobilby wszystko, zeby jego coreczka byla szczesliwa, a ona twierdzi, ze mnie kocha. Ja... coz. No bursztyn jest tego wart.
No i widzisz, potrzebuje Polki jako sprzedawczyni. Bursztyn zupelnie inaczej sie prezentuje na Was, bialych, i na nas. Ty i ta Twoja biala skora... A te rzesy to prawdziwe sa? W kazdym razie potrzebuje kogos. Praca nie jest wymagajaca, tydzien, max 10 dni w miesiacu, jezdzenie po kraju i Japonii (tu moj pisk zachwytu, zignorowany) na targi i inne tego typu imprezy. Pensja podstawowa xxx, ale oczywiscie ulegnie podwojeniu, jesli bedzie sie nam dobrze wspolpracowalo. A to jest moja Mama - Mamo, to jest Natalia, moja nowa dziewczyna, ha ha ha, bedzie z nami pracowac, mowi po chinsku! Popatrz, jak jej pasuja te bursztyny, zaczynamy pod koniec miesiaca, dobrze? No to uczcijmy to herbata, kolacja, alkoholem - do wyboru, a najlepiej wszystkim po kolei...".
Moj nowy szef jest mezczyzna mojego zycia, mieszancem chinsko-japonskim, slicznym, inteligentnym, z poczuciem humoru. Mowi biegle po japonsku, chinsku (co zrozumiale), angielsku (mlody, z duzego miasta, da sie zrozumiec), niemiecku (studiowal w Niemczech) i probuje sie nauczyc polskiego. Ma dziewczyne, wiec sie na niego nie rzuce publicznie, poza tym nie chce sobie komplikowac ukladow z szefem, ale poza dziewczyna to on ma jeszcze brata, ktory niedlugo przyjezdza do Chin...
這幾個禮拜我瘋狂地去面試. 漢辦取消了我的生活費,所以我必須開始工作,越快越好. 大部分在昆明給老外的工作機會都是教英語. 我可以教, 但是嘛... 哎呀,反正這不是我最愛的工作. 所以, 雖然我已經找到了幾個願意聘用我的英語學校,我還是一直繼續面試.
昨天早上我的一個姐姐給我打電話讓我國來,因為她要給我介紹一份工作.
***
這個月底我開始賣波蘭琥珀.在中國,在日本.老闆帶我去什麼地方,我就去.他需要一個可靠,會講中文的波蘭美女.以前他找到的都騙他啦,拿走他的琥珀,所以這次他拉關係去找人.
找到這麼一個的我讓他很高興.
我能夠跟他合作也高興壞了.
希望一切會順利!

2011-07-10

przekąski z Lào Cai

Lào Cai to malutkie (niecałe 100 tysięcy mieszkańców) miasteczko w północnym Wietnamie. Jest znane tylko i wyłącznie z tego, że jest miastem granicznym - po drugiej stronie Rzeki Czerwonej (Sông Hồng) jest już Yunnan, z podobnym miasteczkiem Hekou 河口. Miasto nie jest szczególnie ciekawe, ale dla mnie na zawsze pozostanie miastem o największej ilości wietnamskich przekąsek, w dodatku całkiem innych od tych z Południa! Mój prywatny ranking:
1. Bò bía - krokieciki faszerowane wiórkami kokosowymi ze śmiesznym spoiwem zrobionym z chrupiącego cukru z trzciny cukrowej. Słodkie niemożebnie, ale też pyszne. Po dwóch takich krokiecikach można umrzeć z przejedzenia, a najgorsze, że chciałoby się jeszcze!
2. Banany w cieście - najbardziej podobało mi się, że nie na słodko. Normalna panierka, bez miodu, bez niczego. Smażone w tym samym tłuszczu, w którym można smażyć i tofu (również zaczepiste, nota bene). A właścicielka straganu powiedziała, że jestem piękna i że w szkole naprzeciwko jakaś Polka uczy angielskiego. Szkoda, że miałam za mało czasu na nawiązanie znajomości!
3. Kokosowa panna cotta - z dodatkiem wiórków kokosowych i wiśni kandyzowanych. Mogłabym za to zabić.
Muszę wrócić do Wietnamu. MUSZĘ!

garsc wspomnien z Hanoi

nie mozecie sobie nawet wyobrazic mojego zaskoczenia, gdy w centrum Hanoi ujrzalam polski napis:

wedrujace po, jakby nie bylo, stolicy panie w moich ukochanych wiejskich czapeczkach rowniez mnie rozczulily:

moje ukochane domy po kuracji odchudzajacej:


no i przekaski krojone nozyczkami (slowo daje, w Wietnamie pierwszy raz ujrzalam nalesniki i inne makarony rozcinane nozyczkami...):

Tesknie za Wietnamem... Szkoda, ze juz nie ujrze Wietnamu takiego, jakim go pokochalam...

kochanie, wrocilam!

Do Ciebie, Czytelniku, mowie ;)
Garsc wiesci z ostatnich chwil:
1)znalazlam prace (niezabicie chinskich 4latkow mimo OGROMNEJ na to chetki poskutkowalo sympatia dyrekcji szkoly jezykowej, ktora chce mnie na nauczycielke angielskiego, buahaha... Ja jeszcze rozumiem, ze moge uczyc chinskiego, nawet 4latki, ale angielskiego? Matko, czegoz te nie potrafia zdzialac te moje blekitne wlosy i blond oczy... czy jakos tak :D).
2)praca mi sie nie podoba, wiec szukam dalej (glowna przyczyna niepodobania to, poza obecnoscia 4latkow, fakt, ze nie bardzo chce zostawac w Kunmingu, ale o tym to juz w punkcie nastepnym).
3)Kunming opustoszal. Mniejsza juz z tym, ze pojechala prawie cala moja klasa, mojej wspollokatorki nie wylaczajac (grrrr... jak ja nie lubie mieszkac sama!). Rozpada mi sie druzyna siatkarska, nie bede miala z kim grac w pingla i w badmintona. I co ja niby tu bede sama robic? Pracowac? No, tak. Pisac magisterke? No tak, wiem, wiem. Ale tak calkiem, calkiem sama? Buuu... Najbardziej mi zal (poza kolorowymi jarmarkami), ze wyjezdza Doktor, ktory jedzie do Baoshan zaczac powazne zycie - praca, dom, samochod, zona, te rzeczy. Hmmm. Jakim prawem facet, ktory tak dobrze tanczy, spiewa, sportowi i... no, ma jeszcze inne zalety, nagle sobie wyjezdza??!! Ech...
4)w poniedzialek mam rozmowe o prace w Dehongu. To ta czesc mojej prowincji, ktora jest tuz przy Birmie, ktora jest zamniejszosciowana na amen i piekna, a sa w niej calej ze trzy miasta, ktore z Chinami maja tyle wspolnego, co ja z Grenlandia :D Jesli zaproponuja sensowne wynagrodzenie, pojade tam wlasnie szukac nowych wrazen.
5)a co do reszty: biegam, pisze te glupie prace zaliczeniowe, mam silne postanowienie poprawy i nauczenia sie chinskiego lepiej niz dotychczas, no i najwazniejsze: mam zamiar byc nieprawdopodobnie szczesliwa. :)

2011-07-02

tubylec 本地人

Wracam sobie wczoraj z pracy, wieczor, blisko Szmaragdowozielonego Jeziora, moje rejony. Na skrzyzowaniu podbiega do mnie Chineczka i zaczyna pytac o droge: przepraszam, czy wiesz, gdzie jest ten, no... (tu sie zawiesila, bo zobaczyla kolor mojej skory i zielone oczy; wczesniej nie zauwazyla, bo bylam w mojej ulubionej czapeczce). Z sympatia w spojrzeniu pytam, o ktory, no, jej chodzi. Jak sie odwiesila, powiedziala, o co jej chodzi, pokierowalam, podziekowala i poszla.
A ja odeszlam, pogwizdujac radosnie, bo jestem juz tutejsza! Bardziej tutejsza, niz niektorzy Chinczycy...
昨晚回家時,在翠湖邊的十字路口,一位中國姑娘碰到我:'請問,妳知不知道這個......'突然閉嘴了, 因為發現我是個老外,無言地盯著我. 我對她笑了笑,反駁:'妳想找哪一個地方呢?’. 客服了休克之後她說出來了地名, 我告訴她怎麼走,她說謝謝......
這麼簡單的事情,但讓我很驕傲!我已經不算老外,我是"老內",我是本地人,我比中國人還知道昆明某個地方怎麼走!