2016-07-02

balep korkun - tybetański chleb

Wszyscy na pewno znacie moją miłość do naanu, płaskiego chleba środkowoazjatyckiego, wypiekanego w piecach tandoor, który na kunmińskich ulicach pojawia się wszędzie tam, gdzie Ujgurzy. Choć na co dzień wypiekam chleby sama (ostatni hit to chleb razowy z ruskiej żytniej mąki kupowanej hurtem przez internet, z dodatkiem pachnotki i sezamu), to od czasu do czasu łapię lenia mam ochotę na inny smak i wówczas kupuję bagietkę w Carrefourze albo naan od Ujgurów albo innych chińskich muzułmanów. Kiedyś było wygodnie - najbliższy tandoor był położony tuż koło mojego ukochanego targu i zaopatrywałam się w naany podczas każdych większych zakupów. Niestety, po jakimś czasie tandoor znikł z tej ulicy, a ja zostałam bez chleba...
Ostatnio jednak na targu pojawił się nowy stragan - rzuciłam się doń jakbym tydzień nie jadła, bo wydawało mi się, że widzę naan. Dopiero po chwili zauważyłam, że ciasto jest innego koloru i inaczej wypiekane - nie w tandoorze. Przeczytałam uważnie napis nad straganem - ach, to jęczmienny placek!
Balep korkun to płaski, okrągły chlebek, popularny w Tybecie. Robiony jest z mąki tsampa, wody i proszku do pieczenia; zazwyczaj smaży się go bez tłuszczu na patelni. Mąka tsampa (རྩམ་པ) to gruboziarnista mąka z prażonego jęczmienia, stanowiąca podstawowe pożywienie Tybetańczyków. Poza wyrabianiem z niej placków, można ją dodać do... herbaty. Ale o tym kiedy indziej. Wróćmy do samego jęczmienia - w Tybecie rośnie odmiana "naga" - Hordeum vulgare L. var. nudum - która tak naprawdę nie jest naga, ale ma łatwiejszą do obrania łuskę. W Tybecie służy za podstawę wyżywienia przynajmniej od V w. Poza mąką z ziaren tego jęczmienia robi się piwo czang, którego jeszcze nie miałam okazji spróbować (wszystko przede mną :)).
Oczywiście placki kupiłam. Są cieńsze od naanu, bardziej aromatyczne i - według mnie - lżej strawne. Z najwyższą przyjemnością włączyłam je do swej diety - i jeśli kiedyś na nie traficie, Wam również je polecam :)

5 komentarzy:

  1. Chciałabym się zapytać,czy myślisz o wydrukowanie wszystkich swoich wpisów i stworzeniu wspaniałej książę o Chinach -pomyśl o tym.Powstają książki wydawane przez ludzi,którzy spędzili chwilkę w Chinach i wydaje im się,że dużo wiedzą o tym olbrzymim i różnorodnym kraju.Twój blog poprzez poruszanie wielu tematów, daje nam czytelnikom mnóstwo wiarygodnych informacji.Twoje przemyślenia osoby żyjącej tam na stałe pomagają nam zrozumieć ten jakże inny dla nas kraj.Nowinki kulturalne,wpisy o kuchni Chin/ zioła ,rośliny,które rosną tylko tam ,ale i takie ,które można spotkać u nas i jako coś egzotycznego wykorzystać w swoim garnku/wspaniały folklor,który nam pokazujesz oraz fragmenty książek o tym kraju ,które są dostępne tylko po chińsku. To wszystko skłoniło mnie do napisania do Ciebie z prośbą o książkę ,która podejrzewam,że byłaby ciekawa nie tylko dla o osób zafascynowanych tym krajem ale i dla tych ,którzy chcę poznać coś nowego.Pozdrawiam Noneczka



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Prawda jest taka, że co jakiś czas piszę do różnych wydawnictw i proponuję współpracę. Jak dotąd wygrywają lepsi, ale nie tracę ducha :)

      Usuń
    2. To, że ktoś inny na razie z Tobą wygrywa, nie znaczy, że jest lepszy. Może sukces nadejdzie z jakiejś nieoczekiwanej strony. Też mam doświadczenie w odbijaniu się od niechętnych wydawnictw, gdy chciałam opublikować to, na czym mi zależało i doczekałam się po 7 latach. Wprawdzie chodzi o przekład, nie o własną książkę, ale bywa podobnie.

      Usuń
    3. <3 dziękuję za miłe słowa. Na razie zbieram materiał, który chcę zmieścić w sensowny sposób w tej przyszłej książce. Jeszcze nie jest ona gotowa, ale gdy tylko Tajfuniątko pójdzie do przedszkola, projekt "książka" ruszy pełną parą.

      Usuń
    4. Chętnie przeczytam, gdy tylko się takowa ukaże.

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.