2013-09-03

bebinkton "一毛球"

Jak w każdy poniedziałek, udaliśmy się wczoraj ze Zwykłą Belką na badmintona. Czekała nas przykra niespodzianka - z okazji rozpoczęcia roku szkolnego demontowano przymocowane na czas wakacji kosze (przez wakacje sale były wynajmowane trenerom, zajmującym się dziećmi, gdy ich rodzice nie mają pojęcia, co z nimi zrobić). W ten sposób trzy stanowiska były notorycznie zajęte sprzętem typu drabiny czy inne spawarki, hałas panował niemożebny i jeszcze śmierdziało, tak spawaniem, jak i nieumytymi (na węch coś koło miesiąca) ciałami robotników.
Nic to. Gramy.
Gdy już mnie ZB wykończył, usiadłam sobie, żeby odsapnąć. Przy okazji miałam przyjemność podsłuchać dwóch robotników.
Robotnik Pierwszy: Gupie to takie, za lotkom tak lotoć wte i nazod, bessęsu zupełnie, po co oni to robiom?
Robotnik Drugi, znać, że w świecie bywały, powiada: Nie znasz sie chopie; jak sie dobrze gro, to można na komkursach z dwiesta tysiaków zarobić na tym bebinktonie.
Cóż. Ciekawam, czy wiedzą, że my płacimy za możliwość skorzystania z kortu, a nie zarabiamy na grze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.