2012-08-09

雲南十八怪 18 dziwactw Yunnanu - kolej


火車沒有汽車快

pociągi jeżdżą wolniej niż samochody

Żeby opisać dobrze to dziwactwo, trzeba się cofnąć o trochę ponad sto lat, kiedy zaczęto budować kolej yunnańsko-tonkińską. W różnych źródłach występują różne daty rozpoczęcia budowy: od roku 1901 do 1903. Pewna jest natomiast data "chrztu": pierwszy pociąg pokonał ponad 800-kilometrową trasę z Kunmingu do Haifongu dnia pierwszego kwietnia 1910 roku - a raczej pokonał pierwszą część trasy, trzba było bowiem jechać aż trzy dni. Trasa ta jest znana w całych Chinach, bo jest to pierwsza (tak, jeszcze przed dobudowaniem chińskiego kawałka kolei transsyberyjskiej!) chińska linia kolejowa, która połączyła Chiny z innym krajem. Drugi powód, dla którego jest znana, jest tyleż zabawny, co akurat dla Chińczyków dość bolesny: 火車不通國內通國外 - najpierw w Chinach powstała trasa kolejowa, która łączy Chiny z Wietnamem, a dopiero potem zaczęły powstawać połączenia lokalne...
Chińczycy powtarzają jak mantrę, że Francuzi wybudowali tę linię tylko po to, żeby się dobrać do chińskich bogactw w Kunmingu bez problemów. Ha, Francuzi oczywiście niebezinteresownie tę kolej wybudowali, ale i fakt faktem - zrobili kawał dobrej roboty - jak na ówczesną technologię tych 150 tuneli, 173 mosty, a i w ogóle fakt, że porwali się na budowanie trasy w dość wysokich górach - to wszystko nagle przeniosło Yunnan do XX wieku. A przecież wtedy w większości yunnańskich gór spotykało się jeszcze konne i piesze karawany herbaciane... Samochodów przecież nie było, bo nie stało dróg. Poza tym dzięki kolei miasta przy niej położone, jak choćby Gejiu, zaczęły się bardzo intensywnie rozwijać - telegrafy, firmy handlujące nawet z odległym Londynem, o Francji nawet nie wspominając. Pewnie, wcześniej też istniał handel. Tyle, że dla konnej karawany przedostanie się najpierw przez cały Yunnan, potem przeprawa promem z chińskiego przygranicznego Hekou 河口 do wietnamskiego, położonego na drugim brzegu rzeki Lào Cai, a potem jeszcze czterysta kilometrów do portu Haifong - taka podróż trwała, w sprzyjających warunkach, miesiąc. A jeszcze bandy rabusiów czyhających w drodze, a jeszcze ulewne deszcze niszczące towary, a jeszcze choroby... Teraz w ciągu paru dni można było się dostać do Haifongu - co odebrało chleb właścicielom koni oraz Yi pełniącym rolę strażników karawan i przewodników po górskich ostępach, ale niewątpliwie reszcie ludzi ułatwiało życie.
Jest to, dla wszystkich poza Chińczykami, kolejka wąskotorowa, tzw. "mała", bo rozstaw szyn to zaledwie metr. Chińczycy mówią jednak na nią "średnia" - bo lokalnie kursują między wspomnianym już Gejiu a Mengzi (tam rozwijał się handel, bo w tym mieście można było handlować z obcokrajowcami), pociągi mknące po jeszcze węższych torach. Po co? Cóż. Teoretycznie kolej chińsko-wietnamska rozwiązywała problemy komunikacyjne. Problem w tym, że nie przechodziła przez miasto, tylko znajdowała się paręnaście kilometrów dalej, ze stacją w Bisezhai. Czyli cokolwiek wydobywano w Gejiu, i tak musiało być najpierw dużym wysiłkiem przetransportowane wozami do stacji kolejowej i tam dopiero załadowane. Już nie mówiąc o tym, jak bardzo nie w smak było Chińczykom to, że kolej znajdowała się w rękach Francuzów, wiec w 1914 roku rozpoczęto budowę jeszczeweższotorowej kolejki lokalnej. Budowano ją 22 lata, w 1936 rozpoczęło się użytkowanie mało imponujących 176 km.
Wróćmy do międzynarodowej kolejki. Dlaczego wybrano formułę wąskotorowa? Tu trzeba zrozumieć warunki geograficzne Yunnanu. Góry, góry, góry. Najwyższy szczyt ma ponad 6700 metrów, a punkt najniższy niecałe 100 metrów n.p.m. Góry i rzeki - by wśród nich zbudować niezbyt kosztowną a bezpieczną drogę, trzeba było ograniczać wielkość wagonów i szerokość torów. Tutaj przecież NIE MA płaskich powierzchni... Z tego samego powodu prędkość pociągu nie mogła być zbyt wielka - przeciętnie 30-40 km/h, jeśli można było hulać na bezpieczniejszych odcinkach, to i tak w granicach najwyżej 50 km/h. Oczywiście, w porównaniu z karawanami konnymi kolej ta była szybka jak burza, już nie mówiąc o tym, o ile więcej towarów mogła zabrać w trasę. Ale już w latach dwudziestych zaczęły się pojawiać samochody i drogi do nich dostosowane. Samochody szybko zaczęły prześcigać pociągi. Stąd właśnie nasze dziwactwo - bo, tak po prawdzie, bez względu na rozwój techniki, z kolejką wąskotorową niewiele dało się zrobić... Zresztą i dziś jest niewiele lepiej. Na przykład podróż z Kunmingu do Dali samochodem po autostradzie zabiera dwie-trzy godziny, a pociągiem (już nie wąskotorowym!) godzin sześć bądź siedem... Oczywiście, że można wiercić dziury w brzuchu górom, oczywiście, że można budować mosty nad przepaściami między górami i Chińczycy to chętnie robią. Ale po wypadku z lat '80, kiedy to na szanghajskiej "superszybkiej" (jak na owe czasy) linii do Kunmingu zdarzył się okropny wypadek, który pochłonął wiele ofiar, a zdarzył się tylko dlatego, że "przecież tutaj można jechać szybciej", motorniczy wolą jechać wolniej, a bezpieczniej... Więc po dziś dzień trasy, które pociąg pokonuje z trudem w osiem godzin, mogą zostać przez autko osobowe pokonane w czasie dwa razy krótszym*.
Obecnie trwa realizacja projektu, dzięki któremu superszybka kolej ma połączyć Chiny z Singapurem. Szkoda... To znaczy: dobrze, że są takie plany, że świat nam się zmniejsza i w ogóle. Ale... Bardzo chciałabym pojechać tą starą koleją, choćby i podróż miała się wlec w nieskończoność. Obecnie jednak z Kunmingu do Hekou jedzie się trochę inną trasą, a podróż trwa zaledwie 4-7 godzin.

*update: technologia bardzo poszła do przodu; teraz istnieją już szybkie koleje, dzięki którym podróż z Kunmingu do Dali trwa zaledwie dwie godziny z maleńkim haczykiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.